Masz prawo do szczęścia? A ono nie?
1 marca 2025
Zawalczmy o nasze małżeństwa nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla dobra naszych dzieci, które konsekwencje rozstania rodziców ponosić będą przez całe życie.
Masz prawo do szczęścia? A ono nie?
1 marca 2025
Zawalczmy o nasze małżeństwa nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla dobra naszych dzieci, które konsekwencje rozstania rodziców ponosić będą przez całe życie.

Szanowna Pani,
byłam niedawno uczestniczką gorącej dyskusji w koleżeńskim gronie na temat rozwodów. Tylko czekałam, aż padnie jedno z najbardziej wyświechtanych i nielogicznych frazesów. Nie musiałam zanadto uzbrajać się w cierpliwość…
– Ale ona przecież też miała prawo do szczęścia – perorowała jedna z koleżanek w płomiennej mowie obronnej wobec wspólnej znajomej, która porzuciła rodzinę dla kolegi z korporacji.
– To trzeba jej było odstąpić swojego Jurka – odparowała inna koleżanka, nielitościwie obnażając fałszywe współczucie adwokatki rozwódki.
Pusty slogan
Ja natomiast skupiłam się na tym pustym, przerażająco irytującym sloganie: „prawo do szczęścia”. Jemu właśnie nasza fundacja postanowiła wytoczyć walkę.
Z pewnością i Pani nierzadko obiło się ono o uszy. Ileż to razy jako krańcowy, bezdyskusyjny niby argument dysputant wytacza niczym działo, że ktoś rozwiódł się z żoną czy z mężem, bo „miał prawo do szczęścia”. Zwykle oczywiście u boku kogoś nowego.
A my odpowiadamy – i zachęcamy również Panią, by zawsze odpowiadać na to rzekomo retoryczne pytanie: „Nie, nie miał”.
Bo co jeśli to „szczęście” jest jednocześnie „nieszczęściem” kogoś innego. I nie mówię tu o porzuconej żonie czy zdradzonym mężu.
Wstrząsające opowieści
Mówię o dzieciach, których los i szczęście złożony jest w rękach rodziców. Każdy z nas zna dziesiątki takich opowieści, a być może doświadczył ich na własnej skórze.
– Pięcioletniej córeczki, która skakała ze szczęścia wokół milczącego, zaciętego ojca, myśląc, że wrócił do domu na stałe, a on tylko przyszedł zabrać resztę rzeczy.
– Uzależnionego od narkotyków nastolatka, który ośmielony narkotycznym odurzeniem dzwonił do ojca, by wygarnąć mu cały żal, ale z ust wyrwał mu się tylko bezładny bełkot.
– Wytatuowanej od stóp do głów licealistki, która z pompą oblała maturę, rok po tym, jak jej matka wyprowadziła się do „mężczyzny swojego życia” do innego miasta.
– Samotnej 45-letniej alkoholiczki, która od nastolęctwa zapijała głód matki.
– Wreszcie wstrząsającego nekrologu informującego o śmierci 12-letniej dziewczynki, która nie poradziła sobie z powrotami do domu, w którym nie było już ojca, a zrozpaczona, otępiała lekami matka nie była w stanie wstać sprzed telewizora.
Rodziny tzw. patchworkowe, to również narażanie małoletnich dzieci na niebezpieczeństwo przebywania pod jednym dachem z obcą osobą, której intencje w stosunku do nich mogą być dalekie od szczerych i niewinnych. Pytam raz jeszcze: czy w imię własnego, chwilowego szczęścia, rodzic powinien tak narażać swoje dziecko?
Szczęście na krzywdzie? Nie ma szans
To nie są jakieś wyrywkowe, rzadkie przypadki, wyrwane z kontekstu na potrzeby udowodnienia tezy.
Proszę sięgnąć po pierwsze lepsze badania na temat wpływu rozwodu na dzieci. Za suchymi liczbami kryją się rzeczywiste, codzienne, nagminne dramaty dzieci, którym rozpadło się wszystko. W Polsce po rozwodzie najczęściej matce przypada opieka na dziećmi, obecnie aż 25% dzieci wychowuje się bez ojca, co ma katastrofalne w skutkach przełożenie na kształtowanie się osobowości młodego człowieka, powodując chociażby słabsze wyniki w nauce, większą podatność na używki, wzrost agresji u chłopców czy spadek samooceny u dziewcząt. Coraz bardziej popularna, staje się opieka naprzemienna – dziecko przebywa na przykład tydzień u jednego rodzica, drugi tydzień u drugiego. Niestety, żaden z tych modeli nie jest w stanie wyrównać braków wynikając z rozpadu rodziny. Dziecko staje się zagubione, będąc co chwila przenoszone z jednego domu do drugiego.
To katastrofa
Rozwód rodziców to dla dziecka katastrofa, która dosłownie rujnuje mu świat właściwie w każdym obszarze: psychicznym, społecznym, emocjonalnym, uczuciowym, poznawczym, zdrowotnym.
Dzieci, które szybko znajdą się pod opieką (mądrych!) specjalistów zdrowia psychicznego, mają zapewne większe szanse zniwelowanie najtragiczniejszych skutków, ale tych ran nie da się wymazać.
Co gorsza, rozbicie rodziny nie tylko dewastuje dzieciństwo, ale i rujnuje dorosłość. Nałogi, choroby, zaburzenia ciągną się za skrzywdzonym tym dramatem dzieckiem przez całe życie.
Rozwód gorszy niż śmierć?
Gdy czytałam różne opracowania na temat, szczególnie zapadły mi w pamięć dwa wnioski: po pierwsze, że 100 proc. badanych dorosłych (!!!) mających w swoim bagażu życiowych doświadczeń tę traumę, oceniło, że rozwód rodziców przyniósł poczucie nieszczęścia.
Jeszcze bardziej wstrząsający był wniosek, zgodnie z którym dla dzieci rozwód jest groźniejszy w skutkach niż śmierć rodzica. Tak, to nie pomyłka, proszę Pani. Lepiej dla zdrowia psychicznego i rozwoju dziecka jest, gdy jeden z rodziców umiera niż gdy zostawia rodzinę.
Chcieć to móc
Szanowna Pani, nie jesteśmy naiwne. Wiemy, że małżeństwo to szalenie trudna sprawa. Wiemy też jednak, że właściwie każde małżeństwo, w którym oboje rodzice na serio chcą się pojednać i uratować swój związek, ma na to szansę.
Dlatego nie dajmy zamknąć sobie ust kolejnym potokiem argumentów, które natychmiast się pojawią – a bo przecież przemoc, a bo alkoholizm, a bo zdrada. To stała lista kontr, które padają w sytuacji takiej dyskusji, mimo że najczęściej… wcale nie dotyczą omawianego w danej chwili przypadku.
Walczmy – na razie – tylko z tym jednym argumentem: „prawem do szczęścia” na strasznych zgliszczach dźwiganych na barkach małego dziecka i wyrastającego z niego na zawsze skrzywdzonego dorosłego.
Tylko ja, ja, ja
Lojalnie uprzedzam: proszę się spodziewać protestów. Z wszelkich seriali, prasy, massmediów, literatury, z ust psychologów, psychiatrów, a nawet czasami – o zgrozo – z kręgów kościelnych, płynie przekaz, że dobre życie polega na tym, by skupiać się na sobie, na swoich potrzebach, na swoim szczęściu. Pod tym przekazem kryje się inny, nie zawsze uświadomiony. Zgodnie z nim ludzie są podli, cyniczni i nie można się po nich spodziewać niczego dobrego, więc nie warto im służyć i dla nich się poświęcać. „Trzeba myśleć o sobie”. Paradoksalnie takie właśnie podejście przynosi niestety wyłącznie krzywdę, frustrację i cierpienie.
A my prosimy: myślmy o dzieciach, które – zgodnie z tym sloganem – też „przecież mają prawo do szczęścia”. Rozwód zaś tego szczęścia je pozbawia.
Naszą kampanię zaplanowałyśmy jako kilkuetapowe działanie, zgodnie z możliwościami i zasobami. Już dziś startujemy z grafikami, które w celnym przekazie streszczają nonsensowność tego argumentu.
Siłą logiki tego pytania chcemy zwyczajnie rozbić w pył tę nielogiczną, a tak powszechną argumentację.
Poradnik małżeński też może pomóc
Dzięki wydaniu w ubiegłym roku poradnika małżeńskiego przez naszą fundację we współpracy z Panią Anną Masłowską, mamy też wsparcie dla małżeństw w kryzysie. Można się też z niego dowiedzieć, jak nie wpaść w pułapkę nieszczęśliwego małżeństwa już na samym jego starcie, biorąc pod uwagę nie tylko uczucie, ale świadomie dobierając sobie odpowiedniego towarzysza życia, pragmatycznie analizując jego cechy i intencje. Poradnik można cały czas bezpłatnie pobierać z naszej strony.
Wiemy jednak, że często chwytliwe, emocjonalne hasło takie jak to o „prawie do szczęścia” można zbić wcale nie rozsądną, przekonującą argumentacją, ale równie celną, acz mocniejszą kontrą. Dlatego tak ważne jest, by w tego typu projektach działać kilkutorowo.
Wspólnie zawalczmy o te dziesiątki tysięcy dzieci każdego roku pozbawianych dzieciństwa i szans na dobre życie przez dwoje dorosłych, najważniejszych dla nich osób!
P.S. Gdy przy okazji jakiejś rozmowy o rozwodach słyszymy wytarty slogan „każdy ma prawo do szczęścia”, często bezrefleksyjnie przyjmujemy go – jak to z frazesami bywa – jako oczywistość. Rzadko myślimy wtedy o dzieciach, którym to rzekome „prawo do szczęścia” dorosłych odbiera rzeczywiste, słuszne, naturalne prawo do szczęścia! Do wychowywania się w pełnej rodzinie, do ochrony przed nałogami, zaburzeniami psychicznymi i rozpaczą. Dlatego proszę Panią – włączmy się kampanię antyrozwodową. Na początek – rozprawmy się z tym głupim frazesem!