Dramatyczna sytuacja w kraju. Piszemy do episkopatu

W walce o zmianę mentalności współczesnych rodzin potrzebujemy sojuszników, dlatego postanowiłyśmy zwrócić się ze szczególnym apelem do polskich biskupów.

Dramatyczna sytuacja w kraju. Piszemy do episkopatu

W walce o zmianę mentalności współczesnych rodzin potrzebujemy sojuszników, dlatego postanowiłyśmy zwrócić się ze szczególnym apelem do polskich biskupów.

Szanowna Pani,

nie mam dla Pani dobrych wiadomości: sytuacja wymierającej Polski nie tylko nie poprawiła się ani o jotę, ale wręcz jeszcze pogorszyła! Tak przykro pożegnać się z nadzieją, że niechlubny rekord najniższej liczby urodzeń padł w 2023 roku i już się nie powtórzy!

Niestety powtórzył się – według danych Głównego Urzędu Statystycznego, w 2024 r. na świat przyszło zaledwie 252 tysiące Polaków. To o ponad 20 tysięcy dzieci mniej niż w 2023 r. Co gorsza, prawie dwa razy więcej Polaków, bo aż 409 tys. zmarło.

Jest nas więc mniej o ćwierć miliona w porównaniu do ubiegłego roku. Prognozy o szybkim wymieraniu Polski sprawdzają się na naszych oczach. Kurczymy się z dnia na dzień. Znikamy!

Nie wojny, nie bieda, ale…

To pewne, że za niską dzietnością stoi zmiana mentalności – zanik kultury służby drugiemu, rewolucja w hierarchii wartości, zmienione cele życiowe. Gdyby tak nie było i winne były inne czynniki, sytuacja demograficzna naszego kraju nie byłaby najgorsza od czasów powojennych! W dramatycznych czasach stalinowskich i późniejszych, wcale nie łatwiejszych, latach, rodziło się o wiele więcej dzieci niż dziś. Mało tego – w latach 80. mieliśmy wyż demograficzny! W 1983 roku, a więc w końcówce stanu wojennego, porodówki wprost pękały w szwach – na świat przyszło wówczas 724 tysiące dzieci!

Dziś ludności Polski nie dziesiątkuje wojna, głód, bieda, choroby, ale… nasz wybór.     

Szukamy sojuszników w Kościele

Od początku istnienia naszej fundacji robimy wszystko, by promować macierzyństwo, przedstawiając je jako jedno z najwspanialszych zadań stojących przed kobietą. Jednak w walce o zmianę mentalności współczesnych rodzin potrzebujemy sojuszników.

Naturalnym sojusznikiem dla takich inicjatyw jest oczywiście Kościół katolicki, dlatego postanowiłyśmy zwrócić się ze szczególnym apelem do polskich biskupów.

Nauki przedślubne o tym, jak nie mieć dzieci?

Mamy bowiem wiele sygnałów, że już na etapie przygotowania do małżeństwa za mało mówi się o tym – fundamentalnym przecież – celu małżeństwa. Mało tego – nierzadko zdarza się, że kościelne nauki przedmałżeńskie w znacznej mierze koncentrują się na przedstawieniu biologicznych uwarunkowań poczęcia i sposobów na… uniknięcie go w naturalny sposób.

Sama pamiętam z kursu przedmałżeńskiego, że sporo czasu na naukach dla narzeczonych dotyczyło detalicznych wręcz aspektów prowadzenia tzw. kalendarzyka małżeńskiego, który na domiar złego musieli dla ćwiczeń wypełniać oboje przyszli małżonkowie. Zajęcia prowadzone były przez świeckiego instruktora, ojca dwójki dzieci, który opowiadał nam, jakie ma sposoby na to, by w „tych dniach” trzymać się z daleka od żony…

To nie otwiera na życie

Myślę, że każdy zgodzi się ze mną — nie jest to pronatalistyczna narracja, która zachęca małżonków do wielkodusznego i hojnego otwarcia na życie i dzieci. Nie bez przyczyny zresztą wiele osób naukę o tzw. odpowiedzialnym rodzicielstwie sprowadza do technik „katolickiej antykoncepcji”.

Wystarczy spojrzeć choćby na programy kursów przedmałżeńskich. Jeśli chodzi o sprawy związane z płciowością, gros z nich skupia się na „odpowiedzialnym rodzicielstwie” i „naturalnym planowaniu rodziny”.

Niechęć do wielodzietności

Tymczasem mało albo wcale mówi się np. o katolickim nauczaniu na temat poważnych przyczyn unikania poczęcia. Mimo że w założeniach tzw. odpowiedzialnego rodzicielstwa jest wprowadzone to pojęcie, tak naprawdę mało kto zdaje sobie sprawę, z tego, co owe „poważne przyczyny” de facto oznaczają.

Efekt jest taki, że narzeczeni wstępują w związek małżeński z przekonaniem, że to po ich stronie – po stronie ich preferencji – leżą dowolne decyzje na temat prokreacji, a otwarcie na jedno, góra dwoje dzieci jest w sensie moralnym tak samo wartościowe, a nawet według niektórych – bardziej – niż zgoda na przyjęcie 10 dzieci.

Miałam świetny przykład tej postawy podczas rozmowy ze znajomą, katoliczką, matką trojga dzieci, która w ten sposób — z rzeczywistą troską — komentowała widok innej naszej koleżanki w zaawansowanej ciąży, spodziewającej się siódmego dziecka: „Nie no to jest już przesada, siedmioro dzieci? Przecież ona wygląda już na tak zmęczoną, a dla tych dzieci to nie jest dobre. Nie będzie miała pieniędzy, żeby żyły normalnie wśród rówieśników, nie będą miały na kino, na lody. A jak je wszystkie wykształci? Takie dzieci nie mają łatwego życia, a i ona jak się umęczy”.

Ale przecież – zaoponowałam – będą miały coś cenniejszego niż kino czy studia! Życie!

W ramach dygresji dodam, że poza maluchami wszystkie dzieci tej naszej koleżanki były w kinie i latem jedzą lody. Są wspaniałą, kochającą się rodziną – liczną, gwarną i wesołą…

Mocny przekaz dawnych nauk

Wracając do poważnych przyczyn unikania poczęcia. Za niemal sztandarowe dla tego zagadnienia, bo streszczające katolicką naukę na ten temat, uznaje się przemówienie papieża Piusa XII wygłoszone do położnych 29 X 1951 r.

Uczcie ich pragnienia posiadania dzieci, uczcie radości, jaką daje dziecko, uczcie przyjmowania dzieci z radością i miłością! – apelował papież do położnych. – (…) Matkę atakują jednak z różnych stron sugestie małoduszności i dlatego trzeba wzmocnić głos przyrody i dodać mu akcentu nadprzyrodzonego.

Następnie papież napominał:

Jedną z podstawowych zasad porządku moralnego jest ta, że używaniu praw małżeńskich odpowiada szczere, wewnętrzne przyjęcie czynności i obowiązków macierzyństwa.

A potem już wręcz… grzmiał, powołując się na encyklikę Piusa XI Casti Connubii (O małżeństwie):

„Wszelki zamach małżonków na sam akt małżeński, na konsekwencje naturalne tegoż aktu, wszelki zamach w kierunku pozbawienia aktu współżycia jego naturalnej mocy przyrodzonej, przeszkodzenie w powstawaniu życia, jest niemoralny”.

Dla dobra rodzin

„Poważne przyczyny”, czyli zagrożenia zdrowotne i genetyczne czy rzeczywista bieda były przez wieki wskazywane jako jedyne możliwe do przyjęcia powody unikania poczęcia. Czyniono to dla dobra tych rodzin.

A dziś nikt nawet o tych przestrogach nie wie…

Za mało o cudzie bycia rodzicem

Być może za mało mówi się też o cudownych stronach macierzyństwa. Przyszłych małżonków coraz rzadziej zachęca się do hojnego i ufnego otwarcia na życie, nie przedstawia się korzyści wszelkiego typu: psychicznych, duchowych, społecznych płynących z wielodzietności.

Dlatego w naszym liście do episkopatu poprosimy księży biskupów o zwrócenie uwagi na programy nauk przedmałżeńskich pod kątem zwiększenia promocji rodzicielstwa, a nawet wielodzietności.

Zaproponujemy, by autorzy programów rozważyli możliwość zapraszania rodzin wielodzietnych, by siłą swego świadectwa zachęcali młodych ludzi do nastawienia na powiększenie rodziny i darów, jakie przynosi hojna odpowiedź na macierzyńskie i rodzicielskie wyzwania.

Niech to będzie jeden z topowych tematów

Poprosimy również o uczulenie duszpasterzy na demograficzną zapaść naszej Ojczyzny i poproszenie ich do wygłaszania kazań, które będą miały na celu zachęcenie małżonków do otwarcia się na nowe życie, a także położenie nacisku na przeprofilowanie pism i mediów katolickich pod tym kątem czy uczulenie spowiedników do głoszenia zachęt w konfesjonale.

Z własnego doświadczenia wiemy, że wystarczy niekiedy jeden impuls, ważna myśl, prosta zachęta do realizacji Maryjnego fiat we własnym życiu, by odważyć się na tak niepopularną dziś przecież decyzję o powiększeniu rodziny o kolejne dwoje, troje czy pięcioro dzieci.

Promujmy tradycyjny podział ról

Ważne również, by na każdym kroku promować pracę kobiet na rzecz rodziny, stawiając ją nawet wyżej niż pracę zawodową, tak nachalnie promowaną wszędzie wokół. To bardzo istotne, by wskazywać kobietom, że ich wysiłek dla domu i rodziny jest czymś najważniejszym i najcenniejszym.

Kiedyś znajomy ksiądz powiedział mi wprost: „To, co robisz zawodowo, może za ciebie zrobić jakakolwiek bardziej ogarnięta osoba, mężczyzna albo kobieta. Ale w roli pani domu w twojej własnej rodzinie NIKT Cię nie zastąpi”.

To proste zdanie zwyczajnie zmieniło całe moje życiowe nastawienie.

Niech z ambon płynie przekaz wprost

Zachęcimy, by Kościół mówił właśnie tak, prosto i odważnie: dom powinien być najważniejszym celem matki i żony, tam najwięcej od niej zależy, a wychowanie dzieci na dobrych, szlachetnych dorosłych to o wiele trudniejsze i o wiele bardziej prestiżowe zadanie niż jakikolwiek awans w korporacji.

Projekty, deadline’y, umowy, kontrakty – to wszystko przeminie. A dobry człowiek, dobre społeczeństwo, dobre pokolenia – to zostaje na zawsze, dla następnych generacji.

Równie stanowcze słowa powinni usłyszeć ojcowie, którzy nierzadko z wygody, chętnie godzą się na dociążenie żon obowiązkami zawodowymi i ciężarem utrzymania rodziny, nie rozumiejąc, że wzięcie pełnej odpowiedzialności za ekonomiczną sytuację rodziny, a pozostawienie pracy na rzecz domu żonie, może zapewnić członkom rodziny spokój, życie bez stresu i nadmiernych obciążeń, zdrowy rozwój.

Pragniemy, by te właśnie słowa – tak przecież zgodne z Bożym porządkiem – były częściej słyszane z polskich ambon. Bez lęku, że zostaną wyśmiane przez wojujące feministki.

Przygotowujmy małżonków na kryzys

Trzecią kwestią dotyczącą nauk przedmałżeńskich, którą chcemy poruszyć w liście do przedstawicieli polskiego episkopatu, jest fakt, że koncentrując się na pięknie życia małżeńskiego i jedności dusz, kursy często nie przygotowują małżonków na kryzys małżeński czy zwyczajnie – życiowy krzyż.

Dlatego chcemy zaproponować możliwość bezpłatnego wykorzystania naszego poradnika małżeńskiego, który wspierając ideę nierozerwalności małżeństwa, jednocześnie daje wskazówki, jak dobrać współmałżonka, a następnie wziąć odpowiedzialność za swój związek czy jak poradzić sobie z kryzysem zdrady, kłótni i różnego rodzaju zła trawiącego małżeństwo.

Wszystkie te kwestie zostaną poruszone w naszym liście. Wybrałyśmy już również motto tego wyjątkowego pisma — to słowa Jana Pawła II, który napominał: Dziecko nie jest zewnętrznym dodatkiem do wzajemnej miłości małżonków; znajduje się ono w samym sercu ich wzajemnego daru, jako jego owoc i spełnienie.

Potrzebujemy zaangażowania

Mamy nadzieję, że za pomocą listu uda nam się zwrócić uwagę polskich hierarchów na palący problem dramatu demograficznego i tworząc tego typu ideowe sojusze, wreszcie uda się odwrócić ten katastrofalny trend.

P.S. Znów padł dramatyczny rekord – w 2024 r. urodziło się jeszcze mniej dzieci niż rok wcześniej, a już wówczas sytuacja była naprawdę katastrofalna. Polska zwyczajnie wymiera – dziesiątkuje ją nie głód, wojna czy zaraza, ale… zmieniona mentalność, która w dziecku każe widzieć wyłącznie utrapienie, przeszkodę dla ambicji, wygody lub samospełnienia. Postanowiłyśmy szukać sojuszników wśród polskich hierarchów. W piśmie skierowanym do przedstawicieli episkopatu zaproponujemy kilka sugestii do rozważenia, które mogłyby pomóc w zachęceniu katolików do otwarcia się na życieBardzo prosimy Panią o zaangażowanie się w naszą misję – nie możemy stać z założonymi rękami, patrząc, jak nasza Ojczyzna wymiera, a ci, którzy jeszcze ją tworzą, pogrążają się w coraz większym kryzysie, lęku i utracie sensu życia.